Zdarzyło się to ponad 10 lat temu w Libanie, Dokładnej daty nie jestem w stanie zweryfikować. Z detali pamiętam tylko, że jedną z dwóch ofiar porwania był szofer rosyjskiej ambasady, drugą jakiś pośledniejszy pracownik polityczny.
Przez Liban przewalała się fala porwań dla okupu, walk prywatnych i półprywatnych milicji, Syryjczyków, al.-Fatahu, Druzów, Żydów, Marronitów . Zamachy zdarzały się prawie co dzień i patrząc z zewnątrz, trudno było dociec kto, z kim i przeciw komu, Przed porwaniem Rosjan było porwanie jakiejś Włoszki, po – Amerykanina. Nikt się tym specjalnie nie przejmował. Wyglądało na to że Rosjanie też.
Gdyby nie konferencja prasowa porywaczy, o całej sprawie świat by się nie dowiedział.. Przedstawili się jako organizacja walcząca o wyzwolenie Libanu spod syryjskiego jarzma i zażądali okupu. Po tym urządzili jeszcze dwie konferencje. Rosyjskie MSZ wydał jakieś oświadczenie o nieuleganiu szantażom i nic więcej. Cisza.
Porywacze się zdenerwowali, udzielili wywiadów, w których skarżyli się, że nikt nie chce z nimi rozmawiać. Wreszcie dotarło do nich, jak wysoko Rosja ceni sobie życie swoich obywateli. Nie zrozumieli jednak, że wartość życia obywatela a obrażanie Rosji, przez atak na tegoż, to zupełnie odrębna sprawa., Ciała Rosjan dostarczono w foliowych workach pod ambasadę i to był koniec sprawy. Do dziś Rosjanie o niej nie wspominają.
A jednak od tego momentu z powodów merkantylnych, nie porywa się Rosjan. Nawet jeśli, w grupie cudzoziemców, jakiś somalijski watażka zgarnie przypadkiem Rosjanina, to po paru dniach bez huku go zwalnia.
Może dlatego, że po śmierci dwóch rosyjskich dyplomatów, nie wiadomo kto, w ciągu dwóch miesięcy wymordował w paskudny sposób , nie tylko czterech porywaczy i wierchuszkę organizacyjki, która zamach firmowała, ale i członków ich najbliższych rodzin. Pewnie przypadkiem, bo przecież nie było żadnych śledztw, stempelków i bełkotu ulizanych mydłków w garniturach.
Z blogu
Bajbars - blog